Odinstalowałam tiktoka!
W komentarzach możecie mi składać gratulacje.
Koniec tych dobrych wiadomości. Teraz złe (dla fanów tego medium, czyli niestety i mnie). Złe, ponieważ prowadzące do nieuchronnego wniosku, że tiktoka trzeba się jak najszybciej pozbyć. I żeby nie było - nie popieram żadnych ograniczeń wiekowych, czasowych lub jakichkolwiek na jakiekolwiek media społecznościowe. Albowiem volenti non fit iniuria. Jednak by ludzie byli prawdziwie chcący, prawdziwie świadomi w co się pchają, należy podnieść poziom świadomości społecznej w temacie tego czym ten tiktok w ogóle jest i czemu porównuję go do internetowego skoku na główkę. A
Ale przechodząc do meritum. Wiecie, kim jest internauta? Dosłownie żeglarzem. Z tego co ja rozumiem to nastąpiło tu śmieszne złączenie (albo mój research był baaardzo kiepski, czego też nie wykluczam) między łacińskim inter, czyli pomiędzy (co się ogólnie odnosi do internetu) oraz greckim ναύτης (nautis), czyli żeglarz. Jako internauci przez dość znaczącą część dnia żeglujemy po odmętach sieci. Żeglowanie może przyjmować oczywiście różne formy. Wzniosłe przebywanie nowych obszarów, żegluga w celu wymiany handlowej lub też desperacka krzątanina w celu odnalezienia drogi w wykonaniu osób nieobeznanych z nawigacją. I tak samo jest z internetem - nie będę tu nikomu wmawiać, że jest to szatańskie narzędzie zniewolenia. W internecie jest mnóstwo ciekawych rzeczy. W sumie to one przeważają. Ale niestety wraz ze wzrostem możliwości i szans wzrasta też niebezpieczeństwo i ilość potencjalnych zagrożeń.
Znacie to uczucie gdy siadacie na kanapie z paczką chipsów i jecie jednego po drugim, nie mogąc przestać? Jest to zachowanie niezbyt chwalebne, jednak mające głębokie korzenie ewolucyjne. Dostarczając sobie tłustego, kalorycznego jedzonka, zapewniamy sobie zapas energii. Jakby trzeba było uciekać przed mamutem czy innym dinozaurem (swoją drogą dinozaur to też greckie słowo, oznacza dosłownie straszliwą jaszczurkę). Pobudza się nasz układ nagrody, zachęcając do kontynuacji tej przyjemnej, korzystnej czynności. Z tiktokiem jest podobnie. Daje nam dużo dopaminy, szybkiej nagrody i satysfakcji. Uzależnia. Czemu? Źródła lakonicznie twierdzą, że to "przyjemne". Ale ja się dopatruję w tym ewolucyjnego dna, jak w przypadku każdego medium społecznościowego. Ludzki mózg potrzebuje informacji. To ułatwia przeżycie. Nauka nowych rzeczy nie tylko buduje nowe połączenia między neuronami i ogólnie zwiększa RAM mózgu, ale jeszcze dodatkowo może się nawet przydać! Bo co, jak nową informacją będzie akurat to gdzie jest źródło wody pitnej albo jakiej rośliny raczej nie warto tykać? I takie nieustanne żeglowanie w poszukiwaniu nowych informacji jest jak najbardziej ludzką, dobrą, ewolucyjną rzeczą. Tylko trzeba umieć zrobić z tego pożytek. Na braku tej umiejętności żeruje wiele mediów społecznościowych, ale tiktok chyba przoduje w tym nieciekawym rankingu. Inne media bowiem też częściowo zaspokajają potrzebę akceptacji społecznej i budowania więzi, co w przypadku tiktoka jest znikome.
Korzystanie z tiktoka to jak tworzenie kopalni w minecrafcie. Przekopujesz się przez setki śmieci, licząc że znajdziesz coś wartościowego. Ta motywacja napędza jeszcze bardziej. A co może być wartościowe? Mnóstwo różnych rzeczy. Ulubiona piosenka w tle, estetyczny filmik działający na poczucie piękna, nowy pomysł, coś śmiesznego. Zależy od osobistego algorytmu. Jak znajdziesz coś takiego, polajkujesz, może zapiszesz, może podzielisz się ze znajomymi, to dostajesz dopaminę. Dużo dopaminy. I masz chęć, by szukać dalej. I tak w kółko.
Kolejnym problemem jest pozbywanie pewnego rodzaju wrażliwości. Ja przeglądając tiktoka czuję się bardzo podobnie co na zatłoczonej ulicy. Jest ciekawie, jestem dobodźcowana, jednak po jakimś czasie ten stan męczy. Im więcej ktoś spędza czasu na tiktoku czy zatłoczonej ulicy, tym mniej wrażliwy na to się staje. Tym więcej potrzebuje bodźców, by poczuć się dobodźcowanym. Tym gorzej idzie mu funkcjonowanie w "normalnym" poziomie bodźców. Więc jeśli widzisz, że tiktokowa dopaminka przestaje dopaminować, to znak że trzeba zdecydować się na odważny krok, jakim jest odinstalowanie. W ciągu tych trzech dni bez dopaminowego koktajlu udało mi się zrobić tyle ciekawych rzeczy że szok. Jak tak dalej pójdzie, to może nawet uda mi się zacząć tu coś pisać regularnie? Kto wie?
EDIT: jak to ja, wpis oczywiście opublikowałam od razu po napisaniu, tak że zapomniałam dodać jednej ważnej informacji. To jest chyba jeden z głównych argumentów przekonujących ludzi do pozostania na tiktoku. Tak zwane FOMO. Strach, że się przegapi informacje. Jednak i z tym można sobie poradzić w jeden prosty sposób. Dostarczając sobie innych informacji. Wartościując je, tworząc ich ranking. Spędzając godzinę na tiktoku nie spędzi się godziny np. na czytaniu książki czy oglądaniu filmu. Każda z tych aktywności da nam pewną dozę informacji. Należy więc zadać sobie pytanie, które z tych informacji będą dla nas ważniejsze, ciekawsze, bardziej przydatne. Niestety zawsze tracimy coś kosztem czegoś innego. To jest chyba jedna z najboleśniejszych prawd o życiu, do której trzeba po prostu dojrzeć.